To, jak postrzegamy świat, kształtuje to, kim chcemy być - a dzielenie się fascynującymi doświadczeniami może kształtować to, jak traktujemy się nawzajem na lepsze. To potężna perspektywa
Jestem zepsuty.
Zapalenie atakuje moje stawy i narządy, a moje kręgi powoli łączą się ze sobą.
Czasami mam ataki paniki, które przekształcają się w napady wywołane wspomnieniami rzeczy, których nie potrafię wymazać z mojego umysłu bez względu na liczbę terapeutów, z którymi się spotykam. Są dni, kiedy zmęczenie przytłacza mnie jak fala oceanu i nieoczekiwanie upadam.
Kiedy po raz pierwszy zachorowałem - podczas tych pierwszych dni leżenia w łóżku z bolesnymi skurczami, które przeszły przez moje ciało i z umysłem tak zamglonym, że nie pamiętałem podstawowych słów na przedmioty codziennego użytku - stawiałem opór i walczyłem z tym.
Udawałem, najlepiej jak potrafiłem, że to nie była moja rzeczywistość.
Powiedziałem sobie, że to tymczasowe. Unikałem używania słowa „niepełnosprawny” na określenie siebie. Pomimo tego, że z powodu choroby straciłem pracę, wziąłem urlop na studiach magisterskich i zacząłem używać chodzika, nie mogłem sobie z tym poradzić.
Przyznanie się, że jestem niepełnosprawny, było jak przyznanie się, że jestem złamany.
Teraz, pięć lat później, wstydzę się w ogóle o tym pisać. Zdaję sobie sprawę, że był to mój własny zinternalizowany talent połączony z trzydziestoma kilkoma latami życia w społeczeństwie przesiąkniętym perfekcjonizmem. Teraz regularnie używam słowa „niepełnosprawny” do opisu siebie i przyznam, że jestem załamany i nie ma nic złego w żadnej z tych rzeczy.
Ale kiedy zachorowałem, nie mogłem tego zaakceptować. Miałam ochotę na życie, o które walczyłam i które planowałam - satysfakcjonującą karierę, status supermamy z domowymi posiłkami i zorganizowanym domem oraz kalendarz towarzyski wypełniony zabawnymi zajęciami.
Kiedy wszystkie te rzeczy odchodzą od mojego życia, czułem się jak porażka. Postawiłem sobie za cel walkę i polepszenie się.
Zmieniające się myśli
Przyjaciel skontaktował się ze mną w trakcie wizyt lekarskich, czasopism śledzących moje objawy i prób lekarstw. „Co byś zrobił, gdybyś nie nieustannie próbował się naprawić?” zapytała.
Te słowa mną wstrząsnęły. Walczyłam z tym, co robił mój organizm, chodziłam na wizytę po wizycie, codziennie połykałam garść lekarstw i suplementów, wypróbowując każdy naciągany pomysł, jaki mogłam wymyślić.
Robiłem to wszystko, aby nie poczuć się lepiej ani poprawić jakości życia, ale próbując „naprawić” siebie i wrócić z powrotem do poprzedniego stanu.
Żyjemy w społeczeństwie jednorazowego użytku. Jeśli coś się zestarzeje, wymieniamy to. Jeśli coś jest zepsute, staramy się to z powrotem skleić. Jeśli nie możemy, wyrzucamy to.
Zdałem sobie sprawę, że się boję. Jeśli byłem zepsuty, czy to sprawiło, że ja też stałem się jednorazowy?
Piękno w zerwaniu
Mniej więcej w tym czasie zacząłem brać udział w kursie wcielenia i ceramiki. Podczas kursu zgłębialiśmy koncepcję wabi-sabi.
Wabi-sabi to japońska estetyka, która podkreśla piękno w niedoskonałości. Zgodnie z tą tradycją, starą wyszczerbioną filiżankę ceni się nad nową lub przekrzywiony wazon wykonany ręcznie przez ukochaną osobę zamiast kupionego w sklepie.
Te rzeczy są honorowane ze względu na posiadane przez nie historie i historię w nich zawartą, a także z powodu ich nietrwałości - tak jak wszystkie rzeczy na świecie są nietrwałe.
Kintsukuroi (znany również jako Kintsugi) to tradycja garncarska zrodzona z ideologii wabi-sabi. Kintsukuroi to praktyka naprawy pękniętej ceramiki za pomocą lakieru zmieszanego ze złotem.
W przeciwieństwie do tego, jak wielu z nas mogło naprawić rzeczy w przeszłości, super sklejając elementy z powrotem w nadziei, że nikt nie zauważy, kintsukuroi podkreśla przerwy i zwraca uwagę na niedoskonałości. W rezultacie powstają kawałki ceramiki z przepięknymi złotymi żyłkami.
Za każdym razem, gdy ktoś widzi lub używa ceramiki, przypomina jej się jej historię. Wiedzą, że nie tylko się zepsuła, ale w tej niedoskonałości jest tym piękniejsza.
Im bardziej zgłębiałem te tematy, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, jak bardzo unikałem niedoskonałości i złamania mojego ciała. Spędziłem tyle godzin, niezliczone ilości energii i tysiące dolarów, żeby spróbować się naprawić.
Próbowałem się załatać, żeby nie było żadnych dowodów na moje złamanie.
A co jeśli zacznę patrzeć na złamanie nie jako na coś do ukrycia, ale jako coś do świętowania? A co jeśli zamiast czegoś, co próbowałem naprawić, aby kontynuować swoje życie, było to piękna i integralna część mojej historii?
Nowa perspektywa
Ta zmiana w myśleniu nie nastąpiła od razu, a nawet szybko. Kiedy ktoś ma dekady myślenia o sobie zakorzenione w swoim ciele, zmiana tego wymaga czasu (i dużo pracy). Prawdę mówiąc, wciąż nad tym pracuję.
Powoli jednak zacząłem pozbywać się potrzeby powrotu ciała i zdrowia do miejsca, w którym kiedyś było.
Zacząłem akceptować - i nie tylko akceptować, ale także doceniać - moje zepsute części. Złamanie nie było już czymś, na co patrzyłem ze wstydem lub strachem, ale raczej częścią życia, którą należy uhonorować, ponieważ pokazuje moją historię.
Kiedy nastąpiła ta zmiana, poczułem w sobie ulgę. Próba „wyleczenia” siebie, zwłaszcza próba wyleczenia przewlekłej choroby, której z natury nie da się tak naprawdę wyleczyć, jest wyczerpująca zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie.
Mój przyjaciel zapytał mnie, co zrobię, kiedy nie będę już próbował się naprawiać, i odkryłem, że kiedy przestałem poświęcać tyle czasu i energii na naprawianie, miałem cały ten czas i energię do wykorzystania na życie.
Żyjąc, odnalazłem piękno.
Znalazłem piękno w sposobie tańca z laską lub chodzikiem. Znalazłem piękno w powolnym cieple kąpieli solnej Epsom.
Piękno odnalazłem w zachętach społeczności niepełnosprawnych, w małej radości ze spotkania przyjaciela na herbatę oraz w dodatkowym czasie z moimi dziećmi
Piękno odnalazłem w szczerości przyznania się, że niektóre dni są trudniejsze od innych, oraz w wsparciu, jakie moi przyjaciele i ukochani udzielali mi w tamte dni.
Bałam się drżeń i skurczów, skrzypiących stawów i bolących mięśni, urazu i niepokoju. Bałem się, że te wszystkie pęknięte miejsca zabierają mi życie. Ale tak naprawdę zapewniają mi miejsca do wypełnienia drogocennymi złotymi żyłkami.
Jestem zepsuty.
I w tym jestem tak niedoskonale piękna.
Angie Ebba to queerowa niepełnosprawna artystka, która uczy warsztatów pisarskich i występuje w całym kraju. Angie wierzy w siłę sztuki, pisania i występów, które pomagają nam lepiej zrozumieć siebie, budować społeczność i wprowadzać zmiany. Możesz znaleźć Angie na jej stronie internetowej, blogu lub Facebooku.