Jestem osobą, która zawsze uwielbiała być zajęta. W liceum rozwijałem się, zachowując pełną listę. Byłem prezesem i wiceprezesem kilku klubów, uprawiałem wiele sportów, prowadziłem dużo wolontariatu i innych zajęć pozalekcyjnych. Miałem wyczerpujący grafik akademicki i, oczywiście, pracę na pół etatu jako ratownik. To wszystko trzymało mnie w ciągłym ruchu.
Na studiach kontynuowałem swoje tempo, spełniając wymagania stypendialne, zakładając organizację na kampusie, studiując za granicą, pracując na dwóch etatach i praktycznie pakując się w każdej minucie, jaką mogłem być zajęty. Kiedy zaszłam w ciążę z moją pierwszą córką na ostatnim roku studiów, moje życie nabrało tempa. W ciągu kilku miesięcy wyszłam za mąż, przeprowadziłam się, skończyłam college, urodziłam dziecko i zaczęłam pierwszą pracę jako pielęgniarka na nocnej zmianie, jednocześnie pracując na boku. Musiałam nas wspierać, kiedy mój mąż kończył szkołę.
Co drugi rok przez kilka następnych lat rodziłam kolejne dziecko. I przez to wszystko kontynuowałem w szalonym tempie. Próbowałem udowodnić światu (i sobie), że młode dziecko, dużo małych dzieci i praca nie zrujnują mi życia. Byłem zdeterminowany, aby odnieść sukces - przełamać schemat leniwego, niezaradnego tysiąclecia, który czuje, że jest coś winien. Zamiast tego bez przerwy pracowałem nad budowaniem własnego biznesu, zapisywałem niezliczone nocne zmiany i przeżywałem niewiele snu, gdy nasza rodzina nadal się rozrastała.
Szczyciłam się swoją zdolnością do zrobienia tego wszystkiego i skopałam tyłek macierzyństwu i mojej firmie. Pracowałam w domu i szybko przekroczyłam dochody męża. To pozwoliło mi nie tylko być w domu z czwórką naszych dzieci, ale także spłacić prawie cały nasz dług. Powiedziałem sobie, że mi się udało.
To znaczy, dopóki wszystko się na mnie nie rozpadło. Nie jestem pewien, czy to była jedna rzecz, zbiór realizacji, czy tylko stopniowe narastanie wyczerpania. Ale cokolwiek to było, wkrótce znalazłem się w gabinecie terapeuty, szlochając i ociekając smarkami, kiedy przyznałem, że czułem się, jakbym stworzył dla siebie niemożliwe życie.
Rozpadanie zajęty
Mój terapeuta delikatnie, ale stanowczo poprowadził mnie, abym sięgnął trochę głębiej i przyjrzał się uważnie, dlaczego dokładnie czułem potrzebę pozostania tak zajętym i ciągłym w ruchu. Czy kiedykolwiek czułam niepokój, jeśli mój dzień nie miał planu? Czy często myślałem o swoich osiągnięciach, gdy czułem się przygnębiony? Czy ciągle porównywałem swoje życie z innymi ludźmi w moim wieku? Tak, tak i winny.
Odkryłem, że bycie zajętym może powstrzymać nas od zatrzymania się, by naprawdę zmierzyć się z własnym życiem. A to, moi przyjaciele, wcale nie jest ładne. Pod tymi wszystkimi „osiągnięciami”, zewnętrznymi sukcesami i planami podróży, nie stawiałem czoła niemal wyniszczającym lękom i depresji, z którymi zmagałem się od dziecka. Zamiast nauczyć się radzić sobie ze zdrowiem psychicznym, poradziłem sobie, pozostając zajęty.
Nie mówię, że praca - nawet dużo - jest zła lub wręcz niezdrowa. Praca pozwala nam być produktywnym i wiesz, płacić rachunki. To zdrowe i konieczne. Zajęcie staje się problemem, gdy używamy zajętości jako odejścia od innych problemów lub jako narzędzia do mierzenia własnej wartości.
Zajęcie jako nałóg
Istnieje wiele zasobów i ekspertów, którzy przypominają nam, że zajęcie może być faktycznym nałogiem, podobnie jak narkotyki lub alkohol, gdy jest używane jako niezdrowy mechanizm radzenia sobie ze stresorami lub nieprzyjemnymi sytuacjami w naszym życiu.
Skąd więc wiesz, czy masz chorobę bycia zajętym? Właściwie to całkiem proste. Co się dzieje, gdy nie masz absolutnie nic do roboty? Możesz wyczyścić swój harmonogram na jeden dzień lub po prostu wyobrazić sobie, że oczyszczasz harmonogram na cały dzień. Co się dzieje?
Czy czujesz niepokój? Akcentowany? Martwisz się, że będziesz nieproduktywny lub stracisz czas na nic nie robienie? Czy myśl o braku planu powoduje lekkie skręcenie żołądka? A co, jeśli dodamy czynnik odłączony? Bądź ze sobą szczery: czy potrafisz wytrzymać nawet 10 minut bez sprawdzania telefonu?
Tak, to rodzaj pobudki, prawda?
Dobra wiadomość jest taka, że każdy z nas (łącznie ze mną!) Może zobowiązać się do powstrzymania choroby, jaką jest zajęcie, wykonując kilka prostych kroków:
Zwolnij
- Przyznaj, że jesteśmy uzależnieni od choroby krzątaniny. Przyznanie się do tego to pierwszy krok!
- Poświęć trochę czasu na zbadanie „dlaczego” stojącego za naszym zajęciem. Czy wykorzystujemy sukces, pracę lub zewnętrzne sukcesy jako sposób pomiaru własnej wartości? Czy staramy się uniknąć problemu w życiu osobistym? Co zastępujemy w naszych napiętych harmonogramach?
- Przeanalizuj nasze harmonogramy. Co absolutnie musimy kontynuować, a co możemy ograniczyć?
- Szukaj pomocy. Porozmawiaj z terapeutą - istnieje wiele sposobów uzyskania profesjonalnej pomocy, od sesji online po SMS-y. Wiele planów ubezpieczeniowych obejmuje również terapię, dlatego warto zbadać, w jakim stopniu zdrowie psychiczne wpływa na zdrowie fizyczne.
- Zwolnij. Nawet jeśli musisz ustawić minutnik w telefonie, poświęć trochę czasu, aby sprawdzić się przez cały dzień. Zwróć uwagę na swoje ciało: czy jesteś spięty? Oddechowy? Jak się czujesz w tej chwili?
Konkluzja
Jeśli zauważysz, że biegniesz w szalonym tempie, najłatwiejszą rzeczą, jaką możesz zrobić, jest dosłownie poświęcić chwilę, aby po prostu oddychać i skupić się na teraźniejszości, bez względu na to, co robisz. Jeden oddech może zmienić chorobę, jaką jest bycie zajętym.
Udostępnij na Pinterest