„Masz SM”. Niezależnie od tego, czy zostały wypowiedziane przez lekarza pierwszego kontaktu, neurologa, czy drugą połówkę, te trzy proste słowa mają wpływ na całe życie.
Dla osób ze stwardnieniem rozsianym (SM) „dzień diagnozy” jest niezapomniany. Dla niektórych to szok, słysząc, że teraz żyją z przewlekłą chorobą. Dla innych ulgą jest wiedzieć, co powoduje ich objawy. Ale bez względu na to, jak i kiedy nadejdzie, każdy dzień diagnozy SM jest inny.
Przeczytaj historie trzech osób chorych na SM i zobacz, jak poradzili sobie ze swoją diagnozą i jak radzą sobie dzisiaj.
Matthew Walker, zdiagnozowany w 2013 roku
Udostępnij na Pinterest
„Pamiętam, że słyszałem„ biały szum”i nie mogłem skupić się na rozmowie z lekarzem” - mówi Matthew Walker. „Pamiętam trochę, o czym rozmawialiśmy, ale myślę, że po prostu patrzyłem kilka cali od jego twarzy i unikałem kontaktu wzrokowego również z moją matką, która była ze mną. … To przełożyło się na mój pierwszy rok ze stwardnieniem rozsianym i że nie traktuję tego poważnie”.
Jak wielu, Walker zakładał, że ma stwardnienie rozsiane, ale nie chciał zmierzyć się z faktami. Następnego dnia po oficjalnej diagnozie Walker przeprowadził się po całym kraju - z Bostonu w stanie Massachusetts do San Francisco w Kalifornii. Ten fizyczny ruch pozwolił Walkerowi zachować swoją diagnozę w tajemnicy.
„Zawsze byłem jakby otwartą księgą, więc pamiętam, że najtrudniejszą rzeczą było dla mnie chęć utrzymania jej w tajemnicy” - mówi. „I myśl:„ Dlaczego tak się martwię, żeby komukolwiek powiedzieć? Czy to dlatego, że to taka zła choroba?
Kilka miesięcy później było to uczucie desperacji, które skłoniło go do założenia bloga i opublikowania filmu na YouTube o swojej diagnozie. Wychodził z długotrwałego związku i czuł potrzebę podzielenia się swoją historią, aby ujawnić, że ma stwardnienie rozsiane.
„Myślę, że moim problemem było raczej zaprzeczanie” - mówi. „Gdybym mógł cofnąć się w czasie, zacząłbym robić w życiu różne rzeczy”.
Dzisiaj zazwyczaj wcześnie opowiada innym o swoim SM, zwłaszcza o dziewczynach, z którymi chce się umawiać.
„Jest to coś, z czym musisz sobie poradzić i będzie to trudne. Ale dla mnie osobiście w ciągu trzech lat moje życie diametralnie się poprawiło i to od dnia, w którym zdiagnozowano mnie do teraz. To nie jest coś, co pogorszy życie. To zależy od Ciebie."
Mimo to chce, aby inni chorzy na SM wiedzieli, że ostateczną decyzją jest poinformowanie innych.
„Jesteś jedyną osobą, która będzie musiała codziennie zmagać się z tą chorobą i jedyną, która będzie musiała wewnętrznie zajmować się swoimi myślami i uczuciami. Dlatego nie czuj się zmuszony do robienia czegokolwiek, z czym nie czujesz się komfortowo”.
Danielle Acierto, zdiagnozowana w 2004 roku
Udostępnij na Pinterest
Będąc uczniem liceum, Danielle Acierto już dużo myślała, kiedy dowiedziała się, że ma stwardnienie rozsiane. Jako 17-latka nigdy nawet nie słyszała o chorobie.
„Czułam się zagubiona” - mówi. „Ale powstrzymałem to, bo co, jeśli to nie było nawet coś, nad czym warto płakać? Próbowałem to rozegrać, jakby to było dla mnie nic. To były tylko dwa słowa. Nie zamierzałem pozwolić, żeby to mnie zdefiniowało, zwłaszcza gdybym sam nie znał jeszcze definicji tych dwóch słów”.
Jej leczenie rozpoczęło się od razu zastrzykami, które spowodowały silny ból w całym ciele, a także nocne poty i dreszcze. Z powodu tych skutków ubocznych dyrektor szkoły powiedziała, że może każdego dnia wychodzić wcześniej, ale nie tego chciał Acierto.
„Nie chciałam być traktowana inaczej ani ze szczególną uwagą” - mówi. „Chciałem być traktowany jak wszyscy”.
Podczas gdy wciąż próbowała dowiedzieć się, co się dzieje z jej ciałem, jej rodzina i przyjaciele też. Jej mama błędnie wyszukała „skoliozę”, podczas gdy niektórzy z jej znajomych zaczęli porównywać ją do raka.
„Najtrudniejszą częścią mówienia ludziom było wyjaśnienie, czym jest SM” - mówi. „Przypadkowo w jednym z pobliskich centrów handlowych zaczęli rozdawać bransoletki wspomagające SM. Wszyscy moi przyjaciele kupili bransoletki, aby mnie wspierać, ale tak naprawdę nie wiedzieli, co to jest.”
Nie wykazywała żadnych zewnętrznych objawów, ale czuła, że jej życie jest teraz ograniczone z powodu jej stanu. Dziś zdaje sobie sprawę, że to po prostu nieprawda. Jej rada dla nowo zdiagnozowanych pacjentów to nie poddawać się.
„Nie powinieneś pozwolić, żeby cię to powstrzymywało, ponieważ nadal możesz robić, co chcesz” - mówi. „To tylko twój umysł cię powstrzymuje”.
Valerie Hailey, zdiagnozowana w 1984 roku
Udostępnij na Pinterest
Bełkotliwa wymowa. To był pierwszy objaw stwardnienia rozsianego Valerie Hailey. Lekarze najpierw powiedzieli, że ma infekcję ucha wewnętrznego, a następnie obwinili ją o inny rodzaj infekcji, zanim zdiagnozowali u niej „prawdopodobne stwardnienie rozsiane”. To było trzy lata później, kiedy miała zaledwie 19 lat.
„Kiedy zdiagnozowano u mnie po raz pierwszy, nie mówiono o [SM] i nie było go w wiadomościach” - mówi. „Nie mając żadnych informacji, znałeś tylko wszelkie plotki, które o tym słyszałeś, a to było przerażające”.
Z tego powodu Hailey nie spieszyła się, mówiąc innym. Trzymała to w tajemnicy przed rodzicami i powiedziała o tym swojemu narzeczonemu tylko dlatego, że sądziła, że ma prawo wiedzieć.
„Bałam się, co by pomyślał, gdybym zszedł do ołtarza z białą laską owiniętą w królewski błękit lub z wózkiem inwalidzkim ozdobionym bielą i perłami” - mówi. „Dałem mu możliwość wycofania się, jeśli nie chciał mieć do czynienia z chorą żoną”.
Hailey bała się swojej choroby i bała się powiedzieć innym z powodu piętna z nią związanego.
„Tracisz przyjaciół, ponieważ myślą:„ Ona nie może zrobić tego czy tamtego”. Telefon po prostu stopniowo przestaje dzwonić. Teraz tak nie jest. Wychodzę teraz i robię wszystko, ale to miały być zabawne lata”.
Po nawracających problemach ze wzrokiem Hailey musiała rzucić wymarzoną pracę jako dyplomowany technik okulistyki i technika lasera ekscymerowego w szpitalu Stanford i przejść na trwałe kalectwo. Była zniechęcona i zła, ale patrząc wstecz, czuje się szczęśliwa.
„Ta okropna rzecz stała się największym błogosławieństwem” - mówi. „Cieszyłem się, że mogłem być dostępny dla moich dzieci, kiedy tylko mnie potrzebowały. Patrzenie, jak dorastają, było czymś, czego z pewnością przegapiłbym, gdybym został pochowany w swoim zawodzie”.
Dziś ceni życie znacznie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej i mówi innym niedawno zdiagnozowanym pacjentom, że zawsze jest dobra strona - nawet jeśli się tego nie spodziewasz.