Kiedy w 2009 roku zdiagnozowano u mnie raka piersi HER2-dodatniego w stadium 2A, poszedłem do komputera, aby dowiedzieć się o chorobie.
Kiedy dowiedziałem się, że chorobę można leczyć, moje poszukiwania zmieniły się z zastanawiania się, czy przeżyję, na sposób leczenia.
Zacząłem też zastanawiać się nad takimi rzeczami, jak:
- Jak długo trwa rekonwalescencja po operacji?
- Jak wygląda mastektomia?
- Czy byłbym w stanie pracować podczas chemioterapii?
Najbardziej pomocne w odpowiedzi na te pytania były blogi i fora internetowe. Pierwszy blog, który znalazłem, był napisany przez kobietę z tą samą chorobą. Czytałem jej słowa od początku do końca. Uważam ją za bardzo czarującą. Byłem przerażony, gdy dowiedziałem się, że jej rak dał przerzuty i zmarła. Jej mąż napisał na swoim blogu post z ostatnimi słowami.
Kiedy zacząłem leczenie, założyłem własnego bloga - But Doctor, I Hate Pink!
Chciałem, aby mój blog był dla kobiet światłem nadziei z moją diagnozą. Chciałem, żeby chodziło o przetrwanie. Zacząłem dokumentować wszystko, przez co przeszedłem - używając jak największej ilości szczegółów i humoru. Chciałem, żeby inne kobiety wiedziały, że jeśli ja dam radę, one też mogą.
Jakoś szybko rozeszła się wieść o moim blogu. Wsparcie, które otrzymałem za samo udostępnienie mojej historii w Internecie, było dla mnie bardzo ważne. Do dziś trzymam tych ludzi blisko mojego serca.
Znalazłem również wsparcie od innych kobiet na breastcancer.org. Wiele kobiet z tej społeczności jest teraz również częścią mojej grupy na Facebooku.
Jest wiele kobiet z rakiem piersi, które mogą żyć długo i zdrowo.
Znajdź innych, którzy przechodzą przez to, przez co przechodzisz. Ta choroba może mieć potężny wpływ na twoje emocje. Łączenie się z innymi kobietami, które podzieliły się doświadczeniami, może pomóc Ci pozbyć się uczucia strachu i samotności i ruszyć dalej w swoje życie.
W 2011 roku, zaledwie pięć miesięcy po zakończeniu leczenia raka, dowiedziałem się, że rak dał przerzuty do wątroby. A później moje płuca.
Nagle mój blog przeszedł od historii o przetrwaniu raka w stadium 2 do nauki życia z ostateczną diagnozą. Teraz byłem częścią innej społeczności - społeczności przerzutów.
Wsparcie online, które otrzymałem od tej nowej społeczności, było dla mnie ważne. Te kobiety były nie tylko moimi przyjaciółkami, ale także mentorkami. Pomogli mi w poruszaniu się po nowym świecie, w który zostałem wrzucony. Świat pełen chemii i niepewności. Świat, w którym nigdy nie wiadomo, czy mój rak mnie zabierze.
Moi dwaj przyjaciele, Sandy i Vickie, nauczyli mnie żyć, dopóki nie będę mógł. Oboje już minęli.
Sandy przeżyła dziewięć lat ze swoim rakiem. Była moim bohaterem. Przez cały dzień rozmawialiśmy przez Internet o naszej chorobie i smutku opuszczając naszych bliskich. Rozmawialiśmy też o naszych dzieciach - jej dzieci są w tym samym wieku co moje.
Vicki też była matką, chociaż jej dzieci są młodsze od moich. Żyła ze swoją chorobą tylko cztery lata, ale wywarła wpływ na naszą społeczność. Jej niezłomny duch i energia wywarły trwałe wrażenie. Nigdy nie zostanie zapomniana.
Społeczność kobiet żyjących z przerzutowym rakiem piersi jest liczna i aktywna. Wiele kobiet, tak jak ja, jest zwolennikami tej choroby.
Za pośrednictwem mojego bloga mogę pokazać innym kobietom, że możesz prowadzić satysfakcjonujące życie, nawet jeśli masz raka piersi. Mam przerzuty od siedmiu lat. Jestem na leczeniu IV od dziewięciu lat. Od dwóch lat mam remisję, a mój ostatni skan nie wykazał żadnych oznak choroby.
Czasami jestem zmęczony leczeniem i nie czuję się dobrze, ale wciąż piszę na mojej stronie na Facebooku lub blogu. Robię to, ponieważ chcę, aby kobiety widziały, że długowieczność jest możliwa. Tylko dlatego, że masz tę diagnozę, nie oznacza, że śmierć jest tuż za rogiem.
Chcę również, aby kobiety wiedziały, że posiadanie przerzutowego raka piersi oznacza, że będziesz leczyć się do końca życia. Wyglądam idealnie zdrowo i mam wszystkie włosy z powrotem, ale nadal potrzebuję regularnych naparów, aby zapobiec nawrotom raka.
Chociaż społeczności internetowe to doskonały sposób na kontaktowanie się z innymi, zawsze warto też spotkać się osobiście. Rozmowa z Susan była błogosławieństwem. Łączyła nas natychmiastowa więź. Oboje żyjemy wiedząc, jak cenne jest życie i jak ważne są małe rzeczy. Choć z pozoru możemy wyglądać inaczej, w głębi duszy uderzają nasze podobieństwa. Zawsze będę pielęgnować naszą więź i związek, jaki mam ze wszystkimi innymi niesamowitymi kobietami, które znałem z tą chorobą.
Nie bierz za pewnik tego, co masz teraz. I nie myśl, że musisz przejść tę podróż sam. Nie musisz. Niezależnie od tego, czy mieszkasz w mieście, czy w małym miasteczku, są miejsca, w których możesz znaleźć wsparcie.
Któregoś dnia możesz mieć szansę poprowadzenia kogoś, kto jest nowo zdiagnozowany - i pomożesz mu bez pytania. Jesteśmy rzeczywiście prawdziwą wspólnotą siostrzaną.