W zeszłym roku byłam między drugim a trzecim cyklem IVF (zapłodnienia in vitro), kiedy zdecydowałam, że czas wrócić do jogi.
Raz dziennie rozkładałem czarną matę w moim salonie, aby ćwiczyć jogę Yin, formę głębokiego rozciągania, podczas której pozycje są utrzymywane nawet przez pięć minut. Chociaż mam dwa certyfikaty z nauczania jogi, to był to mój pierwszy raz od ponad roku. Nie wszedłem na matę od czasu mojej pierwszej konsultacji z endokrynologiem reprodukcyjnym, który, jak miałem nadzieję, pomoże mi zajść w ciążę.
W ciągu roku, który nastąpił po tym pierwszym spotkaniu, nie raz przeszliśmy z mężem cykle nadziei i rozczarowań. IVF jest trudne - dla twojego ciała, dla twoich emocji - i tak naprawdę nic cię na to nie przygotowuje. Dla mnie jedną z najbardziej nieoczekiwanych części było poczucie wyobcowania z mojego ciała.
IVF wymaga od ciebie wstrzyknięcia hormonów - zasadniczo prosząc organizm o dojrzewanie wielu jaj przed owulacją, w nadziei na uzyskanie żywotnego i zdrowego (lub więcej), które zapłodni. Ale po czterdziestce wiedziałem, że wydałem już moje najbardziej żywotne, zdrowe jajeczka, więc zastrzyki miały efekt oddalania mnie od mojego ciała.
Wciąż myślałem o zdjęciu moich przyjaciół z college'u i po college'u oraz mnie we włoskiej restauracji w centrum Brooklynu. Przypomniałem sobie, jak ubrałem się na ten wieczór, który był moim 31. urodzinami, i zestawiłem czerwone spodnie od Ann Taylor z jedwabną czarną koszulką z zygzakowatym wzorem pomarańczowej, niebieskiej, żółtej i zielonej nici biegnącej przez materiał.
Przypomniałem sobie, jak szybko się ubrałem na ten wieczór i jak intuicyjnie było wyrazić siebie swoim ubraniem i powozem w sposób, w którym czułem się dobrze ze sobą. W tamtym czasie nie musiałem się zastanawiać, jak to zrobić - miałem naturalne zaufanie do swojej seksualności i wyrażania siebie, które mogą być drugą naturą w twoich dwudziestych i wczesnych trzydziestkach.
Moi przyjaciele i ja byliśmy wtedy nowoczesnymi tancerzami w dobrej formie. Dziesięć lat później, w trakcie zapłodnienia in vitro, ten czas odbijał się echem od wyraźnego końca. To ciało wydawało się dyskretne i oddzielne od ciała, które miałem po czterdziestce. Nie testowałem siebie w ten sam sposób fizycznie, skoro zwróciłem się do pisania, to prawda, ale to uczucie oddzielenia się od ciała, a nawet uczucie rozczarowania nim w cieniu.
To poczucie zdrady ze strony mojego ciała doprowadziło do pewnych fizycznych zmian, które na początku zakładałem, że są nieodłączną częścią procesu starzenia. Pewnego wieczoru wraz z mężem zabraliśmy mojego szwagra na kolację z okazji jego urodzin. Tak się złożyło, że mój mąż poszedł do szkoły z gospodarzem w restauracji i po ich wstępnym powitaniu jego przyjaciel zwrócił się do mnie uprzejmie i powiedział: „Czy to twoja mama?”
To wystarczyło, by zwrócić moją uwagę. Po głębokiej autorefleksji zdałem sobie sprawę, że proces starzenia nie był odpowiedzialny za to, że wyglądałem i czułem się starszy, zmęczony i bez formy. Mój proces myślowy był. W moim umyśle poczułem się pokonany, a moje ciało zaczęło wykazywać tego oznaki.
Ten cytat Rona Breazeale'a trafił w sedno: „Tak jak ciało oddziałuje na umysł, umysł może wywierać ogromny wpływ na ciało”.
Ten trzeci cykl IVF byłby naszym ostatnim. To się nie udało. Ale dwie rzeczy wydarzyły się zarówno w trakcie, jak i bezpośrednio po tym, co pozwoliło mi całkowicie zresetować myślenie o moim ciele i stworzyć z nim bardziej wspierającą i pozytywną relację, pomimo wyniku.
Pierwsza rzecz wydarzyła się kilka dni przed moim trzecim wydobyciem jaj. Upadłem i doznałem wstrząsu mózgu. W związku z tym nie byłem w stanie uzyskać znieczulenia podczas pobierania jaj. Podczas mojej orientacji in vitro rok wcześniej zapytałam o rezygnację ze znieczulenia, a lekarz wzdrygnął się: „Igła przebija ścianę pochwy, aby wyssać komórkę jajową z jajnika” - powiedziała. „To zostało zrobione i można to zrobić, jeśli jest to dla Ciebie ważne”.
Jak się okazało, nie miałem wyboru. W dniu zabiegu pielęgniarką na sali operacyjnej była Laura, która kilka razy pobierała moją krew podczas porannego monitorowania w celu zarejestrowania poziomu hormonów. Ustawiła się po moim prawym boku i zaczęła delikatnie pocierać moje ramię. Lekarz zapytał, czy jestem gotowy. Byłem.
Igła została przymocowana do boku różdżki ultradźwiękowej i poczułem, jak wnika w mój jajnik, jako łagodny skurcz lub niewielki ból. Moja dłoń była zaciśnięta pod kocem, a Laura sięgnęła po nią instynktownie kilka razy i za każdym razem powracała do delikatnego tarcia mojego ramienia.
Chociaż nie zdawałem sobie sprawy, że mam ochotę płakać, poczułem łzy spływające po moim policzku. Wsunąłem rękę spod koca i złapałem Laurę. Przycisnęła mój brzuch - w ten sam delikatny sposób, w jaki pocierała moje ramię. Lekarz wyjął różdżkę.
Laura poklepała mnie po ramieniu. „Dziękuję bardzo” - powiedziałem. Jej obecność była aktem troski i hojności, którego nie mogłem przewidzieć, że będę potrzebował, ani nie mogłem prosić o to bezpośrednio. Pojawił się lekarz i też ścisnął mnie za ramię. „Superbohater!” powiedział.
Zaskoczyła mnie ich dobroć - myśl o opiece w ten delikatny, łaskawy sposób była niepokojąca. Okazywali mi współczucie w czasie, gdy nie byłem w stanie go ofiarować. Zrozumiałem, że ponieważ była to procedura planowa i taka, w której czułem, że próbuję teraz mieć to, co mogłem mieć wcześniej - dziecko - nie spodziewałem się ani nie czułem się uprawniony do współczucia.
Drugi wgląd przyszedł kilka miesięcy później. Ponieważ zapłodnienie in vitro było jeszcze świeżo w przeszłości, dobra przyjaciółka zaprosiła mnie do odwiedzenia jej w Niemczech. Negocjacje dotyczące przejazdu z lotniska w Berlinie do autobusu i tramwaju do hotelu wywołały nostalgię. Ponieważ hormony nie były już częścią mojego systemu, poczułem, że moje ciało po raz kolejny istnieje mniej więcej na moich warunkach.
Pokonywałem Berlin pieszo, średnio 10 mil dziennie, testując swoją wytrzymałość. Poczułem się zdolny w sposób, w jaki nie miałem od dawna, i zacząłem postrzegać siebie jako uzdrawiającego z rozczarowania, w przeciwieństwie do osoby trwale rozczarowanej.
To, co wydawało się nowymi i trwałymi warunkami dostosowanymi do starzenia się - mniejsza siła, pewien przyrost masy ciała, mniej przyjemności z prezentowania siebie - było, dokładniej, bezpośrednimi skutkami smutku i rozproszenia, które negocjowałem w tym konkretnym czasie.
Kiedy mogłem oddzielić tymczasowy od trwałego, chwilowy ból i dezorientację wywołane przez IVF z dłuższej trajektorii przebywania w ciele, które jest zasadniczo sprężyste, mogłem znów zobaczyć moje ciało jako silne i potencjalne - nawet jako ponadczasowe.
To moje życie emocjonalne przesądziło o moim uczuciu starzenia się. Moje ciało było sprężyste i nie do złamania, kiedy zwróciłem się do niego z odnowioną wiarą w jego energię i potencjał.
W domu wznowiłem praktykę jogi Yin. Zauważyłem, że moje ciało odzyskało znajomy kształt i rozmiar, i chociaż rozczarowania związane z zapłodnieniem in vitro zajęły więcej czasu, zauważyłem, że mogę wpłynąć na moje badanie ich, zmieniając mój proces myślowy, aby stworzyć granice między moimi uczuciami a ich wrodzoną mocą, i holistyczna wizja siebie, w której moje uczucia są tymczasowymi warunkami - nie stałymi, definiującymi atrybuty.
Dzień po dniu wchodziłem na czarną matę i ponownie łączyłem się ze swoim ciałem. I moje ciało odpowiedziało - wracając do miejsca, w którym mogłoby być giętkie, dynamiczne i młodzieńcze, zarówno w mojej wyobraźni, jak iw rzeczywistości.
Amy Beth Wright jest niezależną pisarką i profesorem na Brooklynie. Przeczytaj więcej o jej pracy na amybethwrites.com.