„Czy rozważałeś wyliczenie wszystkich pozytywnych rzeczy, które wydarzyły się w Twoim życiu?” zapytał mnie mój terapeuta.
Skrzywiłem się lekko na słowa terapeuty. Nie dlatego, że uważałem wdzięczność za dobro w moim życiu za coś złego, ale dlatego, że przesłaniała złożoność wszystkiego, co czułem.
Rozmawiałem z nią o moich przewlekłych chorobach i sposobie, w jaki wpływa to na moją depresję - a jej odpowiedź była co najmniej unieważniająca.
Nie była pierwszą osobą, która mi to zasugerowała - nawet pierwszym lekarzem. Ale za każdym razem, gdy ktoś sugeruje pozytywne nastawienie jako rozwiązanie mojego bólu, czuję się jak bezpośrednie uderzenie w mojego ducha.
Siedząc w jej gabinecie, zacząłem zadawać sobie pytania: może muszę być bardziej pozytywnie nastawiony do tego? Może nie powinienem narzekać na te rzeczy? Może nie jest tak źle, jak myślę?
Może moja postawa pogarsza to wszystko?
Kultura pozytywności: ponieważ mogło być gorzej, prawda?
Żyjemy w kulturze przesiąkniętej pozytywnością.
Pomiędzy memami wypowiadającymi wiadomości mające na celu podniesienie na duchu („Twoje życie staje się lepsze tylko wtedy, gdy się poprawisz!” „Negatywność: odinstalowywanie”), rozmowami online wychwalającymi zalety optymizmu i niezliczonymi książkami samopomocy do wyboru, jesteśmy otoczeni pchaj się pozytywnie.
Jesteśmy istotami emocjonalnymi, zdolnymi do doświadczania szerokiej gamy uczuć. Jednak emocje uważane za preferowane (lub nawet akceptowalne) są znacznie bardziej ograniczone
Przybieranie radosnej buzi i prezentowanie światu radosnego usposobienia - nawet gdy przechodzimy przez naprawdę trudne chwile - jest brawami. Osoby, które z uśmiechem pokonują ciężkie chwile są chwalone za odwagę i odwagę.
I na odwrót, ludzie, którzy wyrażają swoje uczucia frustracji, smutku, depresji, złości lub żalu - wszystkie bardzo normalne elementy ludzkiego doświadczenia - często spotykają się z komentarzami „może być gorzej” lub „może pomogłoby to zmienić twoje nastawienie o tym."
Ta pozytywna kultura przenosi się również na założenia dotyczące naszego zdrowia.
Powiedziano nam, że jeśli będziemy mieć dobre nastawienie, szybciej się wyleczymy. Lub, jeśli jesteśmy chorzy, dzieje się tak z powodu jakiejś negatywności, którą wyrzuciliśmy na świat i musimy być bardziej świadomi naszej energii.
Naszym zadaniem, jako chorych ludzi, staje się wyzdrowienie poprzez naszą pozytywną postawę lub przynajmniej utrzymywanie wiecznie dobrego nastawienia do rzeczy, przez które przechodzimy - nawet jeśli oznacza to ukrywanie tego, co naprawdę czujemy.
Przyznaję, że kupiłem wiele z tych pomysłów. Przeczytałem książki i nauczyłem się sekretu manifestowania dobra w moim życiu, nie przejmowania się drobiazgami i jak być złym człowiekiem. Chodziłem na wykłady o wizualizacji wszystkiego, czego chcę, i słuchałem podcastów o wybieraniu szczęścia.
Przeważnie widzę dobro w rzeczach i ludziach, szukam srebrnej wykładziny w nieprzyjemnych sytuacjach i widzę, że szklanka jest do połowy pełna. Ale mimo wszystko nadal jestem chory.
Nadal są dni, w których odczuwam w książce większość emocji, z wyjątkiem tych pozytywnych. I potrzebuję, żeby było dobrze.
Przewlekłej chorobie nie zawsze towarzyszy uśmiech
Chociaż kultura pozytywna ma na celu podnoszenie na duchu i pomoc, dla tych z nas, którzy mają do czynienia z niepełnosprawnością i przewlekłymi chorobami, może być szkodliwa.
Kiedy jestem trzeciego dnia wybuchu - kiedy nie mogę nic zrobić, tylko płakać i kołysać się, ponieważ lekarstwa nie mogą dotknąć bólu, kiedy dźwięk zegara w sąsiednim pokoju jest rozdzierający, a kot futro na mojej skórze boli - czuję się zagubiony.
Zmagam się zarówno z objawami moich przewlekłych chorób, jak iz poczuciem winy i porażki związanymi ze sposobem, w jaki przyswoiłem sobie przesłania kultury pozytywnej.
W ten sposób ludzie z przewlekłymi chorobami, takimi jak moja, po prostu nie mogą wygrać. W kulturze, która wymaga, abyśmy stawiali czoła przewlekłej chorobie w sposób nieautentyczny, jesteśmy proszeni o zaprzeczenie własnego człowieczeństwa poprzez ukrywanie naszego bólu postawą „da się zrobić” i uśmiechem
Kultura pozytywności często może być wykorzystywana jako sposób obwiniania ludzi z przewlekłymi chorobami za ich zmagania, które wielu z nas internalizuje.
Pytałem siebie częściej, niż potrafię zliczyć. Sam to sobie ściągnąłem? Czy po prostu mam złą perspektywę? Gdybym więcej medytował, mówił sobie bardziej miłe rzeczy lub myślał bardziej pozytywnie, czy nadal byłbym teraz w tym łóżku?
Kiedy potem sprawdzam na Facebooku, a znajomy opublikował mem o sile pozytywnego nastawienia lub kiedy widzę moją terapeutkę, która mówi mi, żebym wymienił dobre rzeczy w moim życiu, takie poczucie zwątpienia i obwiniania siebie są po prostu wzmocnione.
„Nie nadaje się do spożycia przez ludzi”
Przewlekła choroba już jest bardzo izolująca, ponieważ większość ludzi nie rozumie, przez co przechodzisz, i cały czas spędzasz w łóżku lub w domu. A prawda jest taka, że kultura pozytywnego nastawienia przyczynia się do izolacji przewlekłej choroby, potęgując ją.
Często martwię się, że jeśli wyrażę rzeczywistość tego, przez co przechodzę - jeśli mówię o bólu, albo jeśli powiem, jak bardzo jestem sfrustrowany pozostaniem w łóżku - to zostanę osądzony.
Już wcześniej inni mówili mi, że „Nie jest fajnie rozmawiać z tobą, kiedy zawsze narzekasz na swoje zdrowie”, podczas gdy jeszcze inni mówili, że ja i moje choroby były „zbyt trudne, by znieść”
W najgorsze dni zacząłem odsuwać się od ludzi. Byłbym cicho i nie pozwalał nikomu wiedzieć, przez co przechodzę, z wyjątkiem bliskich mi osób, takich jak mój partner i dziecko.
Jednak nawet im żartowałbym, że nie jestem „nadający się do spożycia przez ludzi”, starając się zachować trochę humoru, jednocześnie dając im do zrozumienia, że najlepiej będzie zostawić mnie w spokoju.
Prawdę mówiąc, wstydziłem się negatywnego stanu emocjonalnego, w jakim się znajdowałem. Zinternalizowałem przesłania kultury pozytywnej. W dni, w których moje objawy są szczególnie poważne, nie mam możliwości przybrania „szczęśliwej buzi” ani przemilczenia tego, co się ze mną dzieje.
Nauczyłem się ukrywać swój gniew, smutek i beznadziejność. I trzymałem się idei, że moja „negatywność” czyni mnie ciężarem, a nie człowiekiem.
Możemy być autentyczni
W zeszłym tygodniu leżałem w łóżku wczesnym popołudniem - zgaszone światła, zwinięty w kłębek, ze łzami cicho spływającymi po twarzy. Cierpiałem i byłem przygnębiony zranieniem, zwłaszcza kiedy myślałem o przykryciu do łóżka w dniu, który tak dużo planowałem.
Ale nastąpiła zmiana, która wydarzyła się dla mnie, bardzo subtelna, kiedy mój partner przyszedł sprawdzić, co u mnie i zapytał, czego potrzebuję. Słuchali, jak im opowiadałem, wszystko, co czułem, i trzymali mnie, gdy płakałem.
Kiedy wyszli, nie czułam się taka samotna i chociaż nadal cierpiałam i czułam się przygnębiona, w jakiś sposób wydawałam się łatwiejsza do opanowania.
Ta chwila była ważnym przypomnieniem. Czasy, w których mam tendencję do izolowania się, to także chwile, w których najbardziej potrzebuję moich bliskich wokół mnie - kiedy to, czego pragnę bardziej niż czegokolwiek, to być szczery w tym, jak naprawdę się czuję.
Czasami wszystko, czego naprawdę chcę, to wypłakać się i poskarżyć się komuś na to, jakie to trudne - ktoś, kto po prostu usiądzie ze mną i będzie świadkiem, przez co przechodzę.
Nie chcę być pozytywny ani nie chcę, aby ktoś zachęcał mnie do zmiany mojego nastawienia.
Chcę po prostu móc wyrazić swój pełny zakres emocji, być otwartym i surowym i mieć to wszystko w porządku
Wciąż pracuję nad powolnym odkrywaniem przesłanek, które zakorzeniła we mnie kultura pozytywności. Nadal muszę świadomie przypominać sobie, że to normalne i całkowicie w porządku nie być przez cały czas optymistą.
Zrozumiałem jednak, że jestem najzdrowszy - zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie - kiedy pozwalam sobie odczuwać pełne spektrum emocji i otaczać się ludźmi, którzy mnie w tym wspierają.
Ta kultura nieustającej pozytywności nie zmieni się z dnia na dzień. Mam jednak nadzieję, że następnym razem, gdy terapeuta lub przyjaciel o dobrych intencjach poprosi mnie, bym spojrzał na coś pozytywnego, znajdę odwagę, by wymienić to, czego potrzebuję.
Ponieważ każdy z nas, zwłaszcza gdy walczymy, zasługuje na to, aby być świadkiem pełnego spektrum naszych emocji i doświadczeń - a to nie stanowi dla nas ciężaru. To czyni nas ludźmi.
Angie Ebba to queerowa niepełnosprawna artystka, która uczy warsztatów pisarskich i występuje w całym kraju. Angie wierzy w siłę sztuki, pisania i występów, które pomagają nam lepiej zrozumieć siebie, budować społeczność i wprowadzać zmiany. Możesz znaleźć Angie na jej stronie internetowej, blogu lub Facebooku.