Jako profesor uczelni, pisarz, żona i matka, moje życie było gorączkowe, zanim COVID-19 wstrząsnął światem.
Moje dni zazwyczaj przebiegały według napiętego harmonogramu wypełnionego opuszczaniem przedszkola, spotkaniami, nauczaniem, pisaniem i jeszcze więcej spotkań. O tak, i bycie żoną.
Nigdy nie dotarło do mnie, że ucieleśniam stereotyp silnej czarnej kobiety ani jak nieszczęsny mnie to czyni.
Prosperowałem. Czułem dumę z tego, że potrafię zrównoważyć moje różnorodne role i utrzymać to wszystko razem. Cokolwiek „to” oznaczało.
Było to oczywiście przed ostatnim nakazem pozostania w domu.
Obecnie gorączkowo próbuję utrzymać ten sam poziom wydajności pracy, radzić sobie z obowiązkami życiowymi i wychowywać w domu nadpobudliwego, a czasami uroczo ozdobnego malucha.
W międzyczasie stało się boleśnie jasne, że jestem do dupy żoną i mamą. Nie do końca, ale może trochę. Starałem się poruszać w nowej normalności naszej rodziny i mojej w niej roli.
Dopiero zaczęłam szlochać na podłodze w łazience przy zgaszonych światłach. Zrozumiałem, że coś jest nie tak.
Doświadczyłem wcześniej łagodnych załamań po piętach po szczególnie traumatycznym wydarzeniu życiowym. Myślę, że wszyscy mamy. Ale moje spotkanie w łazience nie miało sensu.
Nie byłem zrozpaczony z żadnego konkretnego powodu. W moim życiu nie wydarzyło się nic katastrofalnego, a moja rodzina i ja mieliśmy szczęście, że nasze zdrowie pozostało nietknięte podczas pandemii mamutów.
To „Bubble Guppies” doprowadziło mnie do szaleństwa. Kto by pomyślał?
W poniedziałek rano moja córka była niezdecydowana, czy chce obejrzeć „Bubble Guppies” czy „Paddington Bear”.
W normalnych okolicznościach zlekceważyłbym to jako typowe wybryki małych dzieci. Ale tym razem, usiłując w ostatniej chwili sfinalizować przygotowania do spotkania Zoom, którego się obawiałem, doszedłem do końca.
Wtedy znalazłem się na podłodze w łazience.
To nie trwało długo. Szybko opanowałem się, umyłem twarz i kontynuowałem swój dzień. Przekonałem się, że dramatyzuję, że nie mam prawa siedzieć w łazience i płakać jak zepsute dziecko. W końcu była praca, którą trzeba było wykonać.
Ale dlaczego? Dlaczego nie pozwoliłam sobie usiąść w łazience i wytrzeszczyć oczy?
Mit o silnej czarnej kobiecie
Niedawno przeprowadziłem wywiad podcast o COVID-19 i czarnej społeczności. Napisałem kolejny artykuł o wirusie i podatności czarnych kobiet na infekcję.
Obie sprawiły, że pomyślałem o silnym stereotypie czarnej kobiety, który wiele czarnych kobiet internalizuje, nawet ze szkodą dla naszego zdrowia psychicznego. Czarne kobiety są uprzedmiotowione seksualnie, mówi się, że nie jesteśmy wystarczająco ładne, nie dość inteligentne i niewystarczająco godne.
Mamy do czynienia z dyskryminacją w zatrudnieniu, edukacji, sądownictwie, opiece zdrowotnej i życiu codziennym. Istnieje dobrze udokumentowana historia niewidzialności i milczenia czarnych kobiet. Często jesteśmy pomijani i niesłyszani.
Nie czujesz się dobrze? Weź lekarstwo, wszystko będzie dobrze.
Jesteś zestresowany i przytłoczony? Jesteś dramatyczny, wszystko będzie dobrze.
Jesteś przygnębiony i zniechęcony? Jesteś zbyt wrażliwy, zahartowany! Wszystko będzie z tobą w porządku.
Uczymy się uśmiechać, znosić to i przełykać ból jak syrop na kaszel. Oczekuje się, że czarne kobiety będą wytrwałe i ucieleśniają pewność siebie, która nie przypomina leczenia, które otrzymujemy. Nasza cisza i niewidzialność kształtują stereotyp i oczekiwanie, że czarne kobiety pozostaną silne za wszelką cenę.
Dzieje się tak nawet wtedy, gdy waży dla wielu z nas jak dwie tony. Ta presja może mieć poważne konsekwencje psychiczne, emocjonalne i fizyczne.
Badanie, w którym zbadano skutki „schematu superwoman”, wykazało, że ten stereotyp sprawia, że czarne kobiety są bardziej podatne na chroniczny stres, który może mieć negatywny wpływ na zdrowie. Amani Allen, zastępca dziekana i profesor nadzwyczajny nauk o zdrowiu społecznym i epidemiologii w Szkole Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, był głównym badaczem.
„To, co [czarne kobiety] tak naprawdę opisywały, to idea bycia silnymi czarnymi kobietami i poczuciem potrzeby przygotowania się na dyskryminację rasową, której spodziewają się na co dzień; a to przygotowanie i przewidywanie zwiększają ich ogólne obciążenie stresem”- powiedział Allen w rozmowie z Greater Good Magazine.
Możemy myśleć o cyklicznym związku między silnym stereotypem czarnej kobiety a dyskryminacją rasową jako tag team.
Dyskryminacja rasowa i ze względu na płeć skierowana do czarnych kobiet jest powiązana z różnymi długoterminowymi wyzwaniami związanymi ze zdrowiem fizycznym i psychicznym, takimi jak wysokie ciśnienie krwi, choroby serca, depresja, lęk i myśli samobójcze.
Silny stereotyp czarnej kobiety pogarsza istniejący stres z powodu oczekiwania, że czarne kobiety muszą wyglądać silnie i nie rozmawiać o swoich wyzwaniach.
Może to również wpływać na zachowania szukające pomocy. Doświadczenia z dyskryminacją i presja, by nie okazywać bólu, mogą mieć wpływ na to, jak szybko czarna kobieta może szukać pomocy medycznej pomimo potrzeby.
Może to mieć dalszy wpływ na różnice zdrowotne, takie jak śmierć matek i rak piersi, z których oba mają większą częstość występowania wśród młodych czarnych kobiet w porównaniu z białymi kobietami.
Kupowanie na mój ucisk
Nauczyłam się dobrze odgrywać rolę silnej czarnej kobiety, jako jedynaczka, której rodzice już nie żyją. Moi przyjaciele często chwalą moją siłę i odporność, chwaląc moją wytrwałość.
Okazuje się, że moja siła, odporność i wytrwałość powoli niszczą moje samopoczucie psychiczne i emocjonalne. Dopiero gdy pomyślałem tego poniedziałkowego poranka w łazience, zdałem sobie sprawę, że wypiłem przysłowiowy Kool-Aid z mitu silnej czarnej kobiety.
Najwyraźniej odbiło się to na mnie.
Zauważyłem, że jestem coraz bardziej niecierpliwa, coraz bardziej się skracam, a mężowi nie darzy się aż tak wielkim uczuciem. Zmiana była tak drastyczna, że skomentował moje zachowanie.
Trudno jest być obecnym emocjonalnie, kiedy czujesz presję, by być wszędzie indziej.
Na początku byłem defensywny. Ale musiałam być szczera wobec siebie i mojego męża. Chociaż moje typowe podejście do życia „dam sobie radę” wydawało się działać w przeszłości, dodatkowa presja związana z utrzymaniem porządku w domu uświadomiła mi, że nigdy nie działało.
Schronienie było po prostu słomą, która złamała grzbiet wielbłąda.
Oczekuje się, że czarne kobiety będą nadludzkie. Utrzymuje się to dzięki romantycznej idei naszej siły. Nie jestem nadczłowiekiem ani jakąś postacią Marvela z dziewięcioma wcieleniami. Stereotyp silnych czarnoskórych kobiet jest przedstawiany jako pochwała naszego charakteru.
Brzmi nieszkodliwie, prawda? To nawet brzmi jak coś, z czego można być dumnym.
Źle.
Zdałem sobie sprawę, że bycie silną czarną kobietą niekoniecznie jest odznaką honoru. Nie jest to zaszczyt, którym można się chwalić. To nic innego jak stereotyp, który świadczy o naszej niewidzialności. Kupiłem do niego haczyk, linkę i ciężarek. Mówiąc najprościej, nasz ból nie ma głosu.
Zdecydowałem się wycofać mój dzban Kool-Aid, puścić i uwolnić się od mojej dwumetrowej wagi.
Ale nie było to tak proste, jak naciśnięcie przełącznika. Musiałem uwolnić się od lat oczekiwań i wyuczonych zachowań i musiałem to robić celowo.
Najpierw uczciwie zastanawiałem się, jak do pewnego stopnia nieświadomie kupiłem swoją ucisk.
Nie zrozum mnie źle. Nie ma to na celu zminimalizowania paskudnego rozdania kart, które społeczeństwo rozdawało czarnym kobietom. Jednak ważne było dla mnie posiadanie wystarczających uprawnień, aby wziąć odpowiedzialność za moją rolę w tym wszystkim, niezależnie od tego, czy była duża czy mała.
Pomyślałem o całym stresie, którego doświadczyłem, idąc sam, kiedy mogłem poprosić o pomoc. Nie tylko podczas pobytu w domu, ale przez lata. Mogłem być szczery wobec siebie o swoich potrzebach, a następnie szczery wobec innych.
Postanowiłem również przedefiniować siłę. Siła nie przenosi ciężaru świata wprost na moje ramiona. Zamiast tego bierze to, co mogę. Jest wystarczająco odważny, by wyrazić swoje słabości i potrzeby wobec tych, których kocham, a czego nie mogę.
Stworzenie równowagi było również instrumentalne. Musiałam nauczyć się, jak zachować równowagę między wypełnianiem moich obowiązków a poświęcaniem czasu na dbanie o siebie. Potem musiałem zaakceptować i zwolnić.
Musiałem zaakceptować, że nie mogę i nie powinienem robić tego wszystkiego sam, i całkowicie zobowiązać się do uwolnienia się od tego oczekiwania. Musiałem nauczyć się mówić „nie”, a czasami, jak wybierać siebie, zanim wybiorę innych.
Ale nie mogłem sam dokonać tych zmian.
Musiałam podzielić się z mężem tym, czego doświadczałam, i poprosić go, aby pociągnął mnie do odpowiedzialności za prośbę o pomoc. Każdego dnia dokładam wszelkich starań, aby niepotrzebnie nie przytłaczać się zadaniami, którymi mogę się z nim podzielić.
Teraz więcej słucham swojego ciała i jeśli czuję narastający niepokój, zadaję sobie pytanie, czy odczuwam niepotrzebny dyskomfort. Jeśli tak, czy można to delegować? Zamierzam też poświęcić trochę czasu na samoopiekę, nawet jeśli jest to tylko długa kąpiel przy zapalonych świecach.
Jasne, w większości przypadków muszę wyciszyć córkę krzyczącą na całe gardło, bawiąc się z mężem w sąsiednim pokoju. Ale przynajmniej przez te 20 minut skupiam się na swoim samopoczuciu, zamiast śpiewać do „Blue's Clues” i potykać się o klocki.
Małe kroki, prawda?
Odciążenie
Jaka jest twoja waga dwóch ton? Jakie oczekiwania Cię powstrzymują lub powstrzymują?
Twoja waga może wyglądać podobnie lub bardzo różnie od mojej, ale to nie ma znaczenia. W tym konkretnym przypadku twoje, co nie jest tak ważne, jak jego wpływ.
Które obszary wymagają w Twoim życiu szczerej refleksji, równowagi, uwolnienia i akceptacji? Wielu z nas ma wiele ról, a inni zależą od nas, czy je wypełnimy. Nie sugeruję, żebyśmy oszukiwali i zaniedbywali nasze obowiązki.
Ale zachęcam, abyśmy wypełniali nasze obowiązki w sposób, który również nam służy. A przynajmniej nie konsekwentnie nas wyczerpuje.
W końcu nie możemy nalać z pustej filiżanki. Priorytet pozostanie pełny.
Dr Maia Niguel Hoskin jest niezależną pisarką mieszkającą w Los Angeles, profesorem w college'u poradnictwa dla absolwentów, mówcą publicznym i terapeutą. Pisała o kwestiach związanych z rasizmem strukturalnym i uprzedzeniami, problemami kobiet, uciskiem i zdrowiem psychicznym, zarówno w publikacjach naukowych, jak i pozanaukowych, takich jak Vox.